Tydzień z życia kebabozercy
27 mar 2019

Tydzień z życia kebabozercy

Post by Redaktor

„Jeśli kawa, to z ekspresu. Nigdy rozpuszczalna” – napisał mój redakcyjny kolega. Ja powiem, że jeśli kebab, to tylko z baraniną. Nigdy z kurczaka. Oczywiście, nie będzie to wyłącznie mięso z barana, lecz zazwyczaj z dodatkiem wołowiny. Baranina jest bardzo droga, dlatego jadają ją głównie koneserzy. Nie mieszam także religii do kuchni, więc mięso nie musi być koszerne ani „ha-lal”, lecz po prostu dobre.

Kelner, zamówienie, rachunek

Po wizycie w restauracji sieci Sphinx uważam, że Sphinx nie serwuje klasycznych „kebsów”. Po pierwsze,większość dań składa się z wieprzowiny, a tej nie przełknąłby żaden muzułmanin. Choć nim nie jestem, wiem, że wieprzowina i kebab to dwa różne pojęcia. Po drugie, jest to restauracja, więc szybka przekąska po drodze nie wchodzi w grę. Kelner, zamówienie, rachunek… to wszystko trwa.

W restauracji Sphinx zamówiłem shoarmę, czyli kawałki pieczonego mięsa podane na talerzu z ryżem lub frytkami oraz surówkami. Do każdego zamówienia dodawane są trzy sosy, które ciekawie podkreślają orientalne przyprawy. Cena za niezbyt dużą porcję to 22 zł, ale w końcu to restauracja.

Wynalazek z Kentucky

Pułkownik Sanders też zapragnął mieć swój kebab, więc stworzył coś kanapko-podobnego. Sądził, że popularna nazwa i kampania reklamowa przyciągną do fast foodu ciekawskich kebabożerców. Wielu z pewnością da się nabrać – łącznie ze mną. Kebab, jak inaczej w KFC być nie może, był z kurczakiem, a właściwie z kilkoma jego kawałkami, które były wręcz niezauważalne pod toną surówki. Do tego sucha bułka i sos na bazie keczupu. Aha, był jeszcze plasterek pomidora – jedyny warty polecenia składnik dania.

Po królewsku

Jedyną siecią na warszawskiej mapie kebabów, która wyraźnie dominuje nad innymi, jest Kebab King. Dziewięć placówek w bardzo dobrych lokalizacjach serwuje dania do późnych godzin lub nawet przez całą noc. To bardzo duży plus, tak samo jak dowóz zamówień z niektórych lokali.

Kolejną zaletą Kebab Kinga jest skrupulatne przestrzeganie standardów. Wszystkie restauracje sieci, w których byłem, zaserwowały mi dania identycznie niczym w McDonalds. Wiem, że nie jest to łatwe, dlatego lubię patrzeć, jak kucharz odcina elektrycznym nożem płaty mięsa z powoli wirującego rożna, a następnie przerzuca je do pity i wraz z dodatkami roluje wprawną ręką.

Bardzo ważnym składnikiem nadającym smak każdej porcji jest sos, a te w Kingu są rewelacyjne. Dla mnie sos musi być łagodny. Krąży powiedzenie, że naprawdę ostry kebab piecze w język dwa razy. Wolę tego nie doświadczać, więc odstawiam pikantne specjalności dla innych.

Na odbiór zamówienia nie muszę czekać kilku minut przy kasie, gdyż dostałem elektroniczną zabawkę, która mnie powiadomi. Mogę usiąść przy stoliku lub wyjść na zewnątrz, a mały kwadracik zacznie świecić i wibrować, gdy danie będzie gotowe. Nigdy nie spotkałem podobnego rozwiązania w gastronomii, ale bardzo mi się ono podoba i chyba nie tylko mnie.

Osiedlowa budka

Dobry kebab wcale nie musi być „sieciowy”. Danie to serwują głównie niezależne lokale i budki „no name”. W małych kebabowniach lubię indywidualne podejście do klienta. W okolicy mojego domu znam większość tego typu lokali i pewnie odwiedzam chętniej od innych. Jako stały klient zapoznaję się z czasem z kucharzem, a wtedy mogę mu szepnąć parę wskazówek, jakiego kebaba chciałbym zjeść.

W tego typu lokalach spotykałem najróżniejsze kebabowe eksperymenty. Te, które najbardziej przypadły mi do gustu, to np. kilka frytek dorzuconych do pity albo ogórek kiszony. To lubię.

Kebaby jadł Bolesław Adamiec

Tags:

0 Comments

Leave a Comment